Jak Terlikowski pedałów pognębił czyli Tęczowy NWO

Czy w Polsce, zwanej czasem Wolską, istnieje wolność słowa i wypowiedzi? Kodeksowo i konstytucyjnie tak, realnie już troszku mniej. Jak piszesz, to pamietaj o małym knebelku pod nazwą „uczucia religijne” – bo tam już w tle niejaki Nowak się czai, z pozwem w wilgotnej dłoni tropiąc kolejne przejawy napaści na chrześcijan, a zwłaszcza na katolików [bo przecież jedno szersze od drugiego, nieprawdaż Piesku?].

Ale ciesz się pisząc, jeśli-ś publicystą stającym w obronie moralności, dobrego obyczaju, norm społecznych, moralnych i Matki Waszej Kościoła. Co prawda nie nadają jeszcze biskupi tytułu „honorowego krzyżowca” ale zawsze znajdziesz wsparcie, oparcie i poparcie. Czasem może to kosztować Ciebie późniejsze zaparcie, ale cóż, nawet Paetz ma prawo do miłości.

Dobrze jest również, abyś znał Janka Pospieszalskiego – on da Tobie czas i fotel, żebyś mógł piętnować, bronić, grzmieć, przestrzegać. I więcej ludzi Ciebie zobaczy, niż by czytywało Twoje felietony i artykuły sążniste.

I nie martw się, jeśli wyglądasz głupio w swoim kogucim zacietrzewieniu, w zapoconych pinglach [wiem co za ból, przecież sam jestem niemal ślepy], pokrzykujący i podrygujący na foteliku w zapale godnym Savonaroli. Bo za Tobą prawda stoi, co wyzwoli… czy jakoś tak to leciało, ne?

O co mi idzie w tak długim „rozprowadzeniu”? O dzisiejszy kobylasty artykuł Terlikowskiego w „Rzeczpospolitej” [tak, tak,  trzeba będzie przeczytać, żeby skumać o co mnie biega] o wielce ostrzegawczym tytule „Rewolucja homoseksualna”. Aż ciary przechodzą, ne? Już te pedalskie kohorty zalewają nasz kraj ukochany, co wydał Wandę i Karola, już zgnilizna na rubieżach, a w Łunii to panie „sodomia z gomorią”.

Co prawda Terlikowski napina muskle i tytułuje swoje literki „analizą sposobu działania organizacji gejowskich i ich radykalizujących się postulatów”, jednakowoż nie łudźcie się, wy zakażeni permisywizmem moralnym zgniłkowie – cały tekst jest skonstruowany w sposób typowy dla prawackich wywodów o silnie emocjonalnym podglebiu: trochę przykładów z życia wziętych [ z prawacką skłonnością powykręcanych w prawo i lewo… choć nie, w lewo nie], pełno pomieszania pojęć i terminów z różnych sfer, wszystko stosownie rozpaczliwie wybełtane i podlane sosem o upadku tego świata, i okadzone dymem z trybularza.

Podstawowe założenie rozważań pana publicysty jest proste jak konstrukcja sznura dzwonniczego: istnieje potężne „lobby homoseksualne”, które przy poparciu środowisk lewicowych i liberalnych, zamiarowuje zakończyć rewoltę ’68ego i doprowadzić do powszechnego równouprawnienia wszelkich zachowań seksualnych oraz moralnych norm, wywiedzionych i opartych o ludzką płciowość i emocjonalność. Jednym słowem: „niemoralność” [wg. Terlikowskiego] stanie się „prawem”.

Oczywiście konsekwencją tego kroku będą prześladowania przeciwników równouprawnienia, upadek społeczny i moralny, katakumbizacja chrześcijaństwa itepe. Ogólnie syf, malaria i gronkowiec złocisty.

Cały tekst zawiera przepiękne przykłady prawackiej logiki wnioskowania, doskonałej na zajęcia uniwersyteckie z zakresu logiki formalnej.

Proste konstatacje o zmianie znaczeń słów, odwracaniu wektorów wartości [co to, Wittgenstein’a się czytywało?] oraz językiem jako instumentem kontroli społecznej okrasza redaktor wspaniałościami.

Przykład:

„Termin ten [orientacja seksualna – wtr. moje], wbrew temu, co próbuje nam się wmówić, wcale nie jest obojętny aksjologicznie i naukowo sterylny. Przeciwnie – zakłada bardzo konkretne poglądy moralne, czyli uznanie, że homo-, bi- i heteroseksualizm sa tak samo uprawnionym sposobem uprawiania seksu i budowania relacji. Wniosek z tego założenia może zaś być tylko jeden: nie ma powodów, by jedną z tych orientacji uznawać za lepszą czy bardziej pożądaną od innych.

Takiego wniosku nie da się zaś oprzeć na wynikach nauk empirycznych. Z faktu bowiem, że relacje homoseksualne występują niekiedy w przyrodzie […] nijak nie wynika, że takie zachowanie jest normalne czy moralnie akceptowalne. Gdyby tak było, to prawodawstwo czy publiczna moralność byłaby zmuszona uznać za normę także zjadanie swoich partnerów po odbytym stosunku seksualnym (bo i to się zdarza w przyrodzie)”.

End soł on, end soł on kolejne bite sześć kolumn literek, dla niepoznaki nazywanych przez Terlikowskiego „analizą”.

Krótko? Debilizmy. Ale rozwińmy to ładnie.

Cudowne jest jedno: pomieszanie pojęć z rozmaitych sfer. Mamy i przyrodę, i moralność publiczną i prawodawstwo. Pierwsze słyszę, by dla prawodawcy zjawiska z zakresu prokreacji zwierząt stały się wyznacznikiem przy tworzeniu norm prawnych obowiązujacych ludzi. Co prawda precedens istnieje w postaci ustaw norymberskich, które były niczym innym jak przeniesieniem koncepcji biologicznych i quasi-biologicznych na język normy prawnej. Ale chyba tam Terlikowski przykładu i poparcia by nie szukał?

Brak akceptacji dla ”takich zachowań”, panie Terlikowski? Dla mnie podobny tok myślenia pojawia się przy rozważaniu o naturze zachowań w liturgiach niektórych religii: rytualne zżeranie serc zaszlachtowanym ofiarom ludzkim przez Azteków i wasze konsumowanie „mistycznego ciała Chrystusa” są dla mnie jednako dziwne i mało akceptowalne z punktu widzenia mojej logiki. Bez znaczenia, czy ciało jest realne czy mistyczne – komunikowanie się z bytem boskim przez kanibalizm rytualny czy pozorny jest dziwne, i raczej mało ma wspólnego z moralnością.

Dalej jest jeszcze ciekawiej – Terlikowski, by zbudować silną podbudowę swojej teorii wysypuje z rękawa szereg przykładów na to, jak działa owe „lobby homoseksualne”, jakie ma wpływy, potęgę, gdzie sięgają jego macki [tfu!] i co będzie konsekwencją tych działań.

Walnięcie tekstu o tym, że WHO czy Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wykreśliły homoseksualizm z listy chorób pod wpływem wymuszenia ze strony mitycznego lobby może być kretyńską teoryjką spiskową, akurat do omówienia przez WO w kolejnej notce.

Ale rzucanie argumentami, iż to samo lobby zabrania wszelkich badań nad zachowaniami seksualnymi ludzi, gnębiąc naukowców, odbierając im sale wykładowe, pieniądze w grantach, zastraszając niepokornych, organizując naciski poprzez opinię publiczną o charakterze „histerycznym” [ ulubiony przymiotnik prawackich pisatieli odnośnie działań strony przeciwnej] – to już oznaka silnej paranoi.

Oczywiście, przyznaję ze spokojem Terlikowskiemu i rację, kiedy przytacza przykłady dość kuriozalnych decyzji aministracyjnych czy prawnych, których stroną, i pośrednio beneficjentem, są homoseksualiści. Jednak to nic innego, jak klasyczne ekstrema, pojawiające się w zjawiskach każdego typu. Identycznym ekstremizmem było morderstwo właściciela sieci klinik aborcyjnych w Stanach w ostatnim czasie. Ekstremalne ekstremum, ale mimo wszystko ekstremum – bo nie chcę wierzyć, iż wszyscy czy większość zwolenników pro life jest zarazem skłonna do takich rozwiązań. Choć kto wie, może w waszych szeregach takie podejście to „publiczna moralność”,; jeśli wystarczająco  liczna grupa podzieli taki pogląd, to przecież może stać się normą powszechną ?

Ekstrema w żadne sposób nie są miernikiem zmian zachodzących w nie-homeostatach jakimi są społeczności. Rzadko kiedy bywają również sygnałem na „podpowierzchniowe” prądy w tychże społecznościach. A już nigdy żadnen szanujący się inteligentny człowiek nie będzie ekstrapolował przyszłych struktur społecznych w oparciu o ekstremalne incydenty.

Ale jeśli publicysta sadzi tekst, który jest niczym innym jak manifestem poglądów polityczno-religijnych, sam jest znany zaś ze swojego „niemejnstrimowego” światopoglądu – to czego oczekiwać? Tylko po co to pozorne napinanie się na obiektywizm, szermowanie wieloma przykładami z kraju i świata, skoro całość rozważań można spokojnie sprowadzić do hasła „pedały precz!” ?

Rozpaczanie, że holenderski minister cofnął dotację dla religijnej organizacji „leczącej z homoseksualizmu”? I twierdzenie tym przykładem, że spisek istnieje?

Sam osobiście znam organizację, która podobno umie leczyć z heteroseksualizmu i to skutecznie. Odsetek pedałów jest tam niemal dwukrotnie większy niż w reszcie populacji, o zgrozo! pedofilia też ma swoich w miarę wymierzalnych zwolenników. Organizacji tej nikt do tej pory w Polsce nie zabrał ani grosika, wręcz odwrotnie: nieustannie pchane ma mieszki. Znasza pan temat? To przecież kościół katolicki jako instytucja, która twierdzi, że zdrowy facet może świadomie zredukować swój popęd heteroseksualny do zera niemal, czyni to bez objawów ubocznych i na wielką chwałę?

Ludzkość jest takim zjawiskiem mentalnym, które jest zdolne stworzyć każde kretyńskie założenie, propagować je usilnie z mocnymi uzasadnieniami, twierdząc że ma na to dowody i moralne prawo.

Rozbawiają mnie do zajadów teksty o „tradycyjnej moralności”, szczególnie wtedy, kiedy jest wywodzona z wszelkich religijnych pism świętych, objawionych itp. Co to jest „tradycyjna moralność”, panie Terlikowski? Ta, którą pan wywodzisz ze Starego i Nowego Testamentu? To dlaczego nie domaga się pan, aby instytucjonalnie i publicznie piętnowano zdradę seksualną wśród heteryków? Bo już nie domagam się od pana, żebyś pan popierał starotestamentowe kamieniowanie cudzołożnic [właśnie, a co z cudzołożnikami? jakoś nie pamiętam żeby tam chłopów chcieli kamieniować za bzykanko na boku?].

Dlaczego nie domaga się pan zakazu rozwodów i nierozwiązywalność małżeństw? Przecież to niezwykle poważne wystąpienie przeciwko „tradycyjnej moralności”. Pierwszy krok do upadku społeczeństw. I o dziwo, tak chętnie wybierany przez heteryków?

Znam taki jeden eksperyment społeczny z zastosowaniem „tradycyjnej moralności”. Całkiem niedawno miał miejsce. W Afganistanie, gdzie teraz katoliccy chłopcy szerzą zbrojnie pokój i demokrację. Nie wadzi to panu jakoś? Nie protestuje pan?

Przecież mili brodacze w turbanach surowo karali za „sodomię”, cudzołóstwo, używki, nie mieli inny bogów [Budda z Bamjan się kłania]  i ogólnie szerzyli moralność. Taką prawdziwą, opartą na religii właśnie.

Ach, byłbym zapomniał – przecież tylko WASZA religia jest prawdziwa i ma prawo być moralną powszechnością, a prawo ma do niej sięgać, nie do innych ksiąg objawionych.

Żal dupę ściska jak czytam jaki to grozi upadek cywilizacji zachodniej jako opartej na judeochrześcijańskich podstawach, jeśli homoseksualiści i biseksualiści będę mieli takie same prawa jak heterycy. Historię tego kawałka świata to pan poznałeś na lekcjach religii?

Nie wiedziałem, że Grecy którzy dali nam logikę i filozofię, byli judeochrześcijańskim czarem zachwyceni. I Rzymianie, co dali nam teorię prawa powszechnego, również opartego w 95% procentach na logice, nie zaś na religii jako prawo w dawnym Izraelu. No i ci paskudni Arabowie co dali nam sporo matematyki i pojęć rozmaitych, medycyny nie licząc już – też byli judeochrześcijańscy?

Knebel na mózgu, jaki można sobie samemu założyć, z całego przekonania wierząc we wszystko, co święte księgi mówią, jest straszny.

A już chamem pierwszej kategorii trzeba być żeby skonstruować wywód pozornie logiczny, że skoro dziś dozwolimy na równouprawnienie związków hetero- i homoseksualnych w prawach i obowiązkach, to konsekwencją w przyszłości będzie równouprawnienie związków zoofilskich.

Jesteś pan kretyn pierwsza klasa, jeśli piszesz pan takie zdanie w takim tekście. Bo tylko kretyn totalny i nieuk jest zdolny założyć, że państwo jako instytucja pozwoli na istnienie czegoś co jest sprzeczne z logiką fundamentów prawnych – żadne zwierze nie ma zdolności prawnej i zdolności do czynności prawnych, więc nie może stać się stroną żadnego stosunku prawnego.

Pan po prostu nie rozumie pojęć z zakresu prawa i z obszarów praw człowieka – bo pan jesteś impregnowany na wiedzę, która nie jest podbudowana w żaden sposób religijnie. Tutaj już nie mam współczucia, bo to nie jest kalectwo wrodzone, czy nabyte incydentalnie – to świadomy stan debilizmu.

I nic innego w tym pańskim sformułowaniu się nie kryje, poza chęcią obrażenia i poniżenia innego człowieka z powodu jego preferencji seksualnych, na które wpływu mieć nie może. A to, że akurat homoseksualistów i biseksualistów jest procent w całej populacji nieduży? Rudych albo karłowatych także, ale nikt jednak jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby z racji ich małej liczebności [w odniesieniu do całej populacji] odbierać im część praw przysługujących reszcie nie-rudej lub nie-karłowatej.

Jestem przekonany, iż odkryłem powód pańskiego [i pańskich współwyznawców] strachu i obrzydzenia przed potencjalnym – w waszych oczach – nadejściem Gay New World Order. To dwie podstawowe fiksacje: płciowością człowieka i jej konsekwencjami oraz zjawiskiem jednostki jako indywidualnego, samodzielnego do granic maksymalnych, bytu umysłowego i biologicznego.

To właśnie akurat judeochrześcijaństwo ma obsesję płciowości, aktów seksualnych, ich konsekwencji, wymiaru moralnego w doczesnej i pośmiertnej rzeczywistości. To w tej religii dominuje przekonanie że popęd płciowy i jego realizacja [ w szerokich granicach, które kreśli ogół a nie tylko dana religia] stwarza wielkie niebezpieczeństwo dla umysłu i „moralności”. Zaś celem seksu i związków jest prokreacja i powoływanie na świat nowych ludzi [ co stoi w oczywistej sprzeczności z waszym sprzeciwem wobec in vitro].

Ten lęk zaś w prostej drodze wywodzi się z przekonania, iż jednostka nie jest samodzielna i odpowiedzialna, łatwo ulega nieracjonalnym zachciankom, realizuje je bez ograniczeń i oglądania się na konsekwencje. Z przekonania, że jednostka samodzielnie myśleć nie umie, nie potrafi wartościować, oceniać i dokonywać wyborów, jeśli nie jest do tego nakłoniona/zmuszona nakazami, zakazami lub wskazówkami instytucjonalnymi. Zwłaszcza tymi, które pochodzą ze sfer tyczących się „moralności”. Z przekonania iż człowiek jest bez wsparcia religii i mechanizmów „kara/nagroda” jest zagubiony i skłonny do pomyłek, ergo – do zła, złych wyborów itd.

Ogólnie – założenie macie proste: jednostka słabą jest bez hamulców i drogowskazów, które daje im religia. Jednostce nie można ufać, bo jest nieobliczalna. Tylko mądrość zbiorowa, kolektywna i oczywiście eschatologicznie obudowana – bo przecież nie może być tak, że kary za grzechy unikną umierając.

To śmierdzi, panie Terlikowski. Śmierdzi autorytarnym zamordyzmem, kiedy to państwo określa dokładnie, co obywatel/człowiek/jednostka może robić z własną osobą, a czego nie. Szczególnie w obszarze płciowości i prokreacji.

Prosto – państwu gówno do tego, z kim i jak realizuję swoje potrzeby seksualne, emocjonalne, psychiczne. Do chwili, kiedy nikt nie jest poszkodowany [zwłaszcza współuczestnik realizacji, który jest zdolny do oceny swoich czynów i moich motywów oraz czynów – więc wal się pan z argumentem o zoofilii czy pedofilii] w mojej realizacji, nikt nie ma żadnego prawa wytyczać mi ścieżek po których mam chodzić. A tym bardziej religijnej ideologii nic do tego.

A argument o nietrwałości związków homo i rzekomej heteryków przewadze w tej materii – powiem krótko: daj pan sobie siana. Po pierwsze nie ma na to żadnych wiarygodnych opracowań socjologicznych [tak, tak… ja wiem – to przez to lobby wszechświatowe pedałów], po drugie: znam wielu, wielu heteryków, których związki nawet na pozór trwałości nie wyglądały. Zaś ci sami heterycy co niedziela walą do komunii jak w dym.

Sumując całość mojej żółci – chciałeś pan napisać że brzydzi pana wizja seksu dwóch facetów czy dwóch kobiet? Że pan ich nie lubisz, i odmawiasz im tego, co sam pan otrzymałeś od państwa? To było to zmieścić w kilkunastu linijkach a nie udawać, że piszesz pan coś mądrego i rozsądnego, coś zasługujacego na merytoryczną polemikę. Bo ten zbiór przekłamań, ćwierć prawd i mitów, okraszony kilkoma incydentami można traktować jedynie jako materię do ćwiczeń z zakresu logiki wnioskowania – co powtarzam po raz drugi. A dokładnie: błędów we wnioskowaniu. Albo jako materię dla studentów dziennikarstwa do badań nad zakamuflowanymi manifestami ideologicznymi.

I tak na koniec, żeby nie było niedomówień: jestem, panie Terlikowski, heterykiem jak z obrazka. Nie działam w żadnej lewicowej czy lewackiej czy pedalskiej organizacji. I jestem wielkim zwolennikiem wierności [po okresie durnej młodości] w związku – bo niczym innym nie umiem dowieść drugiemu człowiekowi, jak bardzo go kocham i szanuję. I żeby to wiedzieć, nie muszę wierzyć w boga czy nakazy religijne, albo „tradycyjną moralność”. Wystarczy zwykła przyzwoitość. Bez względu na to, czy jest się heterykiem czy homoseksem.

Dobranoc.

….

I tak mi teraz naszło – chciałem poll zrobić, żeby sprawdzić czy ktoś jeszcze czytuje moje rzygnięcia jadem.

Syci patrzą dalej

Niech to Wam pozostanie pod powiekami, jak będzie zasypiać, święcie przekonani że tamte zdarzenia nas nie dotyczą.

To jest film, o którym trzeba pamiętać i trzeba rozprzestrzeniać jak bardzo możliwe – bo za kilka miesięcy nikt mułłom złego słowa nie powie. Geopolityka, użyteczni idioci i ropa wymuszą milczenie.

Szczerze, nie dbam o kretyńskie komentarze [będą wypierdalane w kosmos] i o zdrowych hipokrytów, popluwających o mojej potencjalnej hienowatości – leję na was moczem złocistym jak gruziński koniak.

Ta dziewczyna mogła żyć, gdyby nie ideologia pomieszana z religią.